
Milena Kuźdub
ALKOHOL ORAZ INNE UŻYWKI A ZABURZENIA OSOBOWOŚCI
Gdy picie wynika z tęsknoty…
„…topię smutki w butelce wódki…”
Czwartek, godz. 22, Katarzyna 28 lat,
samotna matka 8 letniej Klaudii i 5 letniej Dominiki, ma chwilę dla
siebie. Na co dzień księgowa w dużej firmie w stolicy, z wykształcenia
magister ekonomii, germanistka, aktualnie pisze doktorat o finansach
publicznych. W weekendy uczy się salsy i pływania, wraz z dziewczynkami.
Każdego wieczoru, gdy dzieci zasypiają odpręża się przy lampce wina
podczas porządkowania rachunków i pomiędzy jednym praniem a drugim. W
czwartek lubi wypić dwie, bo koniec tygodnia wymaga większego relaksu. A
poza tym, kiedy upora się z pracą, to dobre wino i dobra książka lub
film tworzą doskonały duet. Tak naprawdę często nie zauważa kiedy znika
butelka. O ojcu dziewczynek nie myśli. Uważa, że szkoda energii na
rozpamiętywanie. Nie szuka nikogo, bo świetnie radzi sobie sama. Są na
to dowody. Pomoc domową zwolniła, bo nie zamierza odpowiadać na pytania o
gości, za każdym razem kiedy w koszu były butelki. To jej sprawa.
Fakt. Sprawa własna, osobista. I bardzo
intymna, kłopotliwa. Z co najmniej dwóch powodów: Katarzyna czuje, że
„sporo wydaje na alkohol”. Coraz częściej też nie wie, jak odpowiadać na
pytania córek: „dlaczego jesteśmy same?” Katarzyna nie czuje się sama, a
już na pewno nie samotna. Ma dzieci, mnóstwo znajomych, pracę, kursy,
żyje pełną piersią i na pełnych obrotach. Czy można domniemywać, że
czegoś jej brakuje? Jest kobietą sukcesu. A dobre wino po prostu lubi.
Ludzie wynaleźli alkohol całe wieki
temu. Otrzymywanie napojów alkoholowych przez fermentację owoców było
znane prawdopodobnie już ok. 10 tysięcy lat temu w Persji, Chinach i
Egipcie. Wiadomości związane z uprawą winorośli oraz sztuką
przyrządzania wina, piwa i miodu pitnego zostały przekazane później
przez handlarzy fenickich do europejskich krajów basenu Morza
Śródziemnego, a więc do Grecji i Rzymu. Wina były już 1000 lat p.n.e.
konsumowane nie tylko przy uroczystościach w świątyniach greckich, lecz
również spożywane podczas uczt i biesiad. Grecy na spotkaniach
towarzyskich zwykli spożywać wino rozrobione z wodą, picie wina
nierozcieńczonego uchodziło za przejaw barbarzyństwa. Istnieje teoria
głosząca, że cywilizacja grecka nie rozwinęłaby się, gdyby nie
sympozjony (a więc uczty arystokratów, na których toczono twórcze
dyskusje) obficie podlewane winem. Często kończyły się one pijacką
procesją ku czci Dionizosa. Z drugiej strony chroniczne upijanie się
budziło zgorszenie, podobnie zresztą jak zupełna abstynencja.
Mocny alkohol początkowo wykorzystywano
jako lekarstwo. Stąd łacińska nazwa aqua vita, czyli woda życia
(francuskie l`ea de vie używa się do dziś, polska okowita też wywodzi
się z łaciny). Dopiero w XV wieku zaczęto używać wysokoprocentowych
alkoholi w celach konsumpcyjnych. Do czasu upowszechnienia się herbaty i
kawy picie alkoholu (w tym mocnych trunków) było jedynym pewnym
sposobem, by nie złapać zakażenia bakteryjnego albo pasożytów
gnieżdżących się w nieprzygotowanej wodzie. Stąd funkcjonowanie wielu
ludzi na permanentnym rauszu było w XVI i XVII wieku normą.
Do dzisiaj zachowaliśmy w kulturze oba
sposoby użycia alkoholu: do celebrowania i do leczenia.
Katarzyna
niejako celebruje chwile spokoju wieczorem, relaksuje się przy butelce
drogiego wina, na które zapracowała i cieszy się, że nie musi martwić
się pustym kontem bankowym. Są dowody na to, że jest bogatą kobietą. Nie
odziedziczyła majątku, ale to w zasadzie podsyca jej dumę, że do
wszystkiego doszła sama. Kiedy zmarł ojciec a matka wzięła dodatkową
pracę, wieczorami liczyła godziny, minuty, sekundy… tak dla zabawy, była
ciekawa do ilu umie policzyć. Okazało się, że były to miliony. Uznała,
że może mogłaby tak kiedyś liczyć pieniądze. Siedzenie i wpatrywanie się
w stary zegar po ukochanej babci (którą mało pamięta, bo choroba
zabrała ją jeszcze przed pójściem Kasi do szkoły) zamieniła na czytanie.
Zapisywała wszystkie tytuły. Kiedy okazało się, że przeczytała pozycje z
listy lektur rekomendowanych do końca podstawówki, jako dziesięciolatka
zajęła się rozwiązywaniem zadań. Bardzo dobrze jej szło, w 6 klasie
była laureatką ogólnopolskiej olimpiady. Potem były języki, szachy,
taniec. Kasia zajęta wieloma sprawami już nie liczyła sekund do
przyjścia matki, a mama prawdziwie dumna, że Kasia samodzielna, ambitna,
mogła wziąć nadgodziny, żeby im było jeszcze lepiej, żeby nie były
biedne, gorsze, jak dzieci innych samotnych matek.
Nie trudno się domyśleć, że lęk przed
biedą nie dotyczył ani u matki, ani u córki statusu materialnego. Matka
była i jest przedsiębiorczą i pracowitą kobietą. Kasia czuła się biedna,
gorsza, bo nie miała ojca, z którym poszłaby dumnie na rower. Miała
matkę godną podziwu, ale to koleżanki cieszyły się kiedy ich matki
roztkliwiały się na apelach i głośno biły brawo.
W ciążę Katarzyna zaszła w wakacje przed
pójściem na studia, niedługo po tym, gdy poznała Adama, studenta
informatyki. Kochała go i potrzebowała, spełniał jej pragnienia:
godzinami słuchał, przytulał, zabierał na koncerty, pytał co słychać w
szkole. Opowiadał o studiach i podziwiał za mądrość, urodę, dopingował
na maturze. Mogła koleżankom chwalić się, że taki dojrzały, mądry,
zrównoważony. Obiecywali sobie być razem na zawsze, próbowali, ale kiedy
urodziła się druga córka, mąż wyjechał na kontrakt zarabiać na rodzinę i
nigdy nie wrócił. Niekiedy przysyłał prezenty, ostatnio odzywał się rok
temu, a młodszą córkę widział dwa razy w życiu, niedługo po
narodzinach.
Katarzyna zdecydowała się na drugie
dziecko pomimo tego, że czuła, iż Adam stał się niepewny, jakby
nieobecny, matka odradzała. Jednak ona chciała by starsza córka nie była
jedynaczką.
Wydaje się, że podejmując tę decyzję
Katarzyna coś wiedziała o bólu samotności, tęsknocie, poczuciu pustki i
rozpaczy, że nie ma się do kogo zwrócić. Nie chciała by jej córka czuła
się samotna, dlatego dała jej rodzeństwo. Niestety powieliła również
wzorzec wychowania jakiego sama doświadczyła. Prawdopodobnie czuła, że
nie będzie w stanie towarzyszyć córce, że ma w tym obszarze pewien brak.
Dawno zapomniała przytulanie matki, głaskanie po głowie na dobranoc. A
to co dostała od męża po czasie przeżyła jak rodzaj oszustwa, omamienia i
bolesny upadek iluzji o dobrym związku. Słowo „tęsknota” zastąpiła
zwrotem „nie potrzebuję”. To tak na wypadek, gdyby komukolwiek przyszło
do głowy ją oszukać, zostawić.
Jednak ilość rzeczy jakie Katarzyna ma w
swoim życiu: zajęć, przedmiotów, ciuchów pokazuje, że bardzo czegoś
potrzebuje. Jak szuka sposobu zapełniania pustki. Gotowość, planowanie,
kontrolowanie wydatków, pokazują zaś, jak bardzo boi się utracić swój
azyl i bezpieczeństwo, które „sama sobie wypracowała”, podkreśla z
uporem. Oznacza to, dokładnie to co mówi. Katarzyna od dziecka czuje
się „sama” i od dawna sama sobie radzi.
Wcześnie straciła ojca, matka pozostała
pochłonięta organizowaniem im życia we dwie. Nie była złą matką, tylko
często nieobecną albo zmęczoną. Czasem nocą Katarzyna widziała przez
uchylone drzwi, że matka siada na kanapie ze szklaneczką „wzmacnianego
soku pomarańczowego”. Sekret matki odkryła przez pomyłkę sięgając po jej
szklankę, gdy oglądały film w sobotni wieczór.
Katarzyna do matki czuje się podobna.
Chętnie utożsamia się z jej siłą, zaradnością życiową, energią. Uważa,
że matka miała kłopot z alkoholem. Obwiniała ją za to, bała się, że
matka straci kontrolę, zdegeneruje się i zmarnuje im życie. Bała się
stracić matkę w otchłani alkoholu. Dlatego sama nie pije wódki. Mocny
alkohol kojarzy z dziadkiem i samogonem oraz z sąsiadką alkoholiczką,
której syn czasem nocował na klatce schodowej. Do dziś uważa, że lampka
wina to zupełnie co innego, szlachetny trunek pity z rozwagą, dla smaku…
W tym się z matką absolutnie różnią. Matka nie cierpi wina.
Nieświadomie jednak tak właśnie
Katarzyna odzyskała matkę. Zidentyfikowała się z jej samotnością,
tęsknotą i sposobem radzenia sobie z nimi. Znalazła lekarstwo. Wzięła od
matki sposób na zapełnianie braku, który nie jest tak dotkliwy kiedy
emocje codzienności opadają, gasną otulone zapachem alkoholu, pamięta
ten zapach.
W ten sposób ma kogoś bliskiego zawsze na wyciągnięcie ręki, tak jak lampkę fantastycznego wytrawnego bordeaux.
Zaburzenia osobowości niemal zawsze idą w
parze ze skłonnością do używania różnych substancji psychoaktywnych,
albo do uzależniania się od konkretnych zachowań, rzeczy.
Powód zwykle jest podobny. Istnieje
potrzeba uzyskania natychmiastowego efektu – redukcji lęki, szybkiej
ulgi w bólu, sposobu na usunięcie natłoku myśli, odprężenie itd. I to co
warte podkreślenia – współtowarzyszy temu brak odporności na
frustrację, podatność na zranienia, nadwrażliwość, niska samoocena u
osoby stosującej używki.
Przyczyny zaburzonej osobowości tkwią w
okresie kształtowania się charakteru, wczesnych latach (miesiącach)
dzieciństwa i zaburzonych wtedy relacjach z bliskimi, opiekunami.
Doznawane wówczas uczucia, jak: lęk, przerażenie, poczucie osamotnienia,
opuszczenia, zagubienia, związane z konkretnymi wydarzeniami lub
rodzajem doświadczanej opieki, zostawiają w psychice ślad pamięciowy.
Osoby, które straciły matkę, ojca, innego bliskiego są wyczuwalnie
bardziej wrażliwe na późniejsze straty. Tym gorzej radzą sobie im więcej
tych strat miały i im więcej w związku z tym śladów – ran, które
obarczają psychikę.
Powody utraty mają nieco mniejsze znaczenie – to czy
opuszczenie było trwałe (śmierć), czy czasowe i z jakiego powodu,
zostaje jakby zapomniane (wyparte), bo dziecko (niemowlę) nie rozumie
skomplikowanych relacji otoczenia. Czuje ciałem, odbiera sygnały
zmysłowe, emocjonalne, bo to są pierwsze kanały informujące je o świecie
zewnętrznym i pozwalają ten świat poznawać. Dla przykładu niemowlę nie
rozumie dlaczego matka je ubiera, ale czuje przyjemne ciepło kiedy jest
otulone, wtedy spokojnie zasypia. Problem pojawia się kiedy nie ma w
otoczeniu matki zdolnej w porę otulić, nakarmić. Zamiast poczucia
sytości i spokoju wynikającego z przeżycia, że wokół otacza nas dobry
świat zostaje wrażenie pustki, chłodu, braku i ból. Bo matka to dla
dziecka cały świat. Może to być ta konkretna matka. A może być tak, że
to „świat” staje się matką. Chodzi o to, że nawet jeśli opieka
rodzicielska zawodzi, to jeśli w rodzinie, otoczeniu znajdzie się ktoś
zdolny zauważyć i odpowiedzieć na potrzeby dziecka, żeby nie
doświadczało przerażenia, to może tą „złą” (nieodpowiednią, niewystarczającą) opiekę wynagrodzić, zastąpić.
Jeśli takiej osoby nie ma, niemowlę
skazywane jest na śmierć. Ważne by był ktokolwiek. Starsze dziecko
zaczyna radzić sobie lepiej, może samo szukać w otoczeniu przedmiotów,
do których da się przytulić i wołać ludzi którzy nakarmią. Jeszcze
później zaczyna szukać sposobu na pozyskiwanie nowych źródeł
zaspokojenia, bo wraz z rozwojem jego potrzeby rosną.
Dla osób, których dzieciństwo było
niemal nieznośne, pełne doświadczeń „złego” świata, znalezienie
czegokolwiek do zaspokojenia nie jest łatwe. Tym trudniejsze, że nikt
ich nie nauczył jak to robić, nie pokazywał jak dbać o siebie. Szukają
zatem przypadkowo, po omacku, chcąc dopasować do siebie coś z otoczenia,
co mogłoby przypominać niemal zapomniany dotyk. Ci, którzy szukają
wiedzą, że ten dotyk był, bo pamięć ciała ma i takie ślady. Poszukiwania
trwają zwykle długo i często nieadekwatność wcześniejszej opieki (taki
rzadki dotyk), widać w tym, jak nic nie daje satysfakcji, nie koi. Nie
wystarcza kolejna „zabawka”, nowa praca, dom, samochód ani grono
znajomych. To co się nie zmienia, to nieustanne podskórne uczucie lęku,
obawa przed kolejną stratą, przewidywanie katastrofy. Naturalne, że
powstaje wówczas pomysł, żeby się ich pozbyć. Kiedy jednak trzeźwe
myślenie, racjonalne i inteligentne rozwiązania zawodzą i kolejne
sposoby nie działają a ból narasta, rodzi się myśl, żeby ten ból
stłumić. I tu sprawdzają się narkotyki, alkohol oraz inne używki.
Początkowo okazjonalnie, przy najtrudniejszych sytuacjach, potem zawsze w
chwilach głębszego poruszenia, emocjonalnego przeciążenia, frustracji.
Substancja, która tak jak alkohol miała wzmacniać przyjemność, leczyć,
koić, staje się przyczyną pogorszenia stanu i uzależnienia.
Milena Kuźdub – psychoterapeutka
psychoanalityczna, członek nadzwyczajny Polskiego Towarzystwa
Psychoterapii Psychoanalitycznej, pracuje z pacjentami dorosłymi w
Oddziale Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic w Krakowie oraz w
gabinecie prywatnym.