
Ewa Kwaśny
SAMOOKALECZENIA - GDY BÓL STAJE SIĘ NIE DO ZNIESIENIA
Monika po żyletkę sięga kilka razy w
miesiącu. Nacina nadgarstki i patrzy na wypływającą krew. Napięcie,
które czuła wcześniej znika. Na jego miejscu pojawia się błogi spokój.
Przestaje myśleć o porannej kłótni z matką, włącza muzykę i po raz
pierwszy tego dnia odpręża się. Późniejsze blizny ukryje pod
bransoletką, okaleczeń nikt nie zauważy. „Wiem, że wpadłam w nałóg -
opowiada – ale nie potrafię inaczej. Przyznaje, że nie wie już na jakie
emocje reaguje w taki sposób, może na wściekłość, że matka znów jej nie
chce słuchać, może na smutek, ze przyjaciółka umówiła się do kina z
jakimś chłopakiem a nie z nią…
Młodzi ludzie zaczynają się okaleczać w okresie dojrzewania. Dochodzi
wtedy do głosu seksualność, z którą nie wszyscy potrafią sobie radzić.
Zmienia się ciało, pojawia się pożądanie. Dziewczyny stają się obiektem
zainteresowań ze strony chłopców i mężczyzn. Wkraczanie w dorosłość
niesie też ze sobą duże zmiany – przychodzi czas trudnych wyborów,
podejmowania samodzielnych decyzji. Zmiana szkoły, nowe środowiska, w
których trzeba się odnaleźć…. To czas nowych wyzwań, z którymi nie każdy
sobie radzi. Osoby, które mają problem z nazywaniem swoich emocji i
radzeniem sobie z nimi, okaleczając się odreagowują stres i wewnętrzne
konflikty. Według różnych badań problem ten dotyka od 1 do 4 procent
społeczeństwa. Nie ma dokładnych statystyk, gdyż do okaleczeń dochodzi
najczęściej w zaciszu domu i rzadko zgłaszane są lekarzom.
Samookaleczenia obecne są w różnych
kulturach od wieków. Często wpisane były w tradycję społeczności
poprzez rytuały inicjacyjne. Kiedy chłopcy wkraczali w dorosłość,
musieli symbolicznie pożegnać się z dzieciństwem. Próbie poddawane było
ich ciało poprzez nacięcia, chłostę, prowokowanie wymiotów. W Chinach
kobietom przez setki lat deformowano stopy poprzez bandażowanie ich od
urodzenia, małe stopy były bowiem uznawane za piękne, oznaczały też
podporządkowanie się mężczyźnie. Australijscy Aborygeni łamali sobie
nosy, po to by później w charakterystyczny sposób je spłaszczyć. W
Afryce do tej pory dochodzi do obrzezania kobiet by odebrać im
przyjemność z seksu i podporządkować mężczyźnie. Charakterystyczne
tatuaże kojarzymy z wieloma plemionami polinezyjskimi. W wielu
kulturach krew i kolor czerwony łączono ze świętością. Szamani uczyli
się znosić ból fizyczny by udowodnić sobie i innym, że należą do
wybranych.
Cierpienie fizyczne wpisane jest też w naszą chrześcijańską kulturę.
Średniowieczni biczownicy chłostali się dwa razy dziennie aż do momentu,
gdy z ran popłynęła krew. Inni robili to w zaciszu kościołów czy
klasztorów, modląc się przy tym i śpiewając psalmy pokutne. Dlaczego
jednak do tak okrutnych praktyk dochodzi w zwykłych domach i czemu
młodzi ludzie dokonują ich sami na sobie?
Choć często okaleczenia wyglądają
podobnie, dla wielu osób pełnią różną funkcję. Krew od wieków uznawana
jest za symbol życia. Joanna nacina skórę gdy pustka, którą w środku
czuje staje się nieznośna. Kiedy widzi wypływającą ze środka krew, na
chwilę wyrywa się z letargu. W ostatnich latach coraz bardziej izoluje
się od ludzi, traci kontakt ze swoimi uczuciami. Krew jest dla niej
dowodem, że nie umarła, że w środku jeszcze coś sie dzieje. Takie opisy
podają najczęściej osoby, które z rożnych powodów wycofują się z życia i
skarżą się na wzrastającą wewnętrzną martwotę. Żyją jakby w stanie
zamrożenia, potrzebują silnego impulsu od środka lub z zewnątrz, by się
ożywić.
Skóra, która najczęściej jest atakowana podczas samookaleczeń, jest
powłoką, która formuje nasze wnętrze i oddziela go od środowiska
zewnętrznego. Jej naruszenie jest bardzo symboliczne - dochodzi do
przecięcia warstwy ochronnej i do wylewania się na zewnątrz tego co jest
w środku. Na poziomie psychicznym dzieje się wówczas coś bardzo
podobnego. W środku brakuje miejsca na emocje, przeżycia, wewnętrzne
konflikty i są one przenoszone na skórę i ciało. Wrogość, wściekłość na
siebie lub innych, poczucie winy za wyrządzone krzywdy słabną gdy
dochodzi do okaleczenia. Kiedy Wojtek nie może sobie wybaczyć tego co
powiedział wcześniej ojcu, karze się za swoją agresję w dosłowny sposób - sprawiając sobie samemu ból.
Samookaleczenia zwykle powiązane są z
trudnością z wytrzymywaniem swoich emocji. U osób wykorzystywanych
seksualnie można się w nich dopatrzeć odtworzenia traumy. Specjaliści
zauważyli, że kiedy doszło do silnego psychicznego urazu we wczesnym
dzieciństwie, który pozostaje w niepamięci, dziecko nie opanowało
jeszcze słów, lub zdarzenie było na tyle trudne, że zostało z pamięci
wyparte, wtedy często w samookaleczeniach dopatrzeć się można jego
nieświadomego odtworzenia. Tym razem nie są jednak tylko biernymi i
bezradnymi ofiarami, ale też sami sobie sprawiają ból przejmując
kontrolę nad tym co się dzieje.
Jest cienka linia pomiędzy
okaleczeniami, które są akceptowane społecznie, a tymi, które są
uznawane za wyraz patologii. Do takich kontrowersyjnych działań należy
tatuowanie. Są osoby, które wykonują tatuaż żeby upiększyć w ten sposób
ciało i zatrzymują się na jednym wzorze. Uważa się, że w okresie dużych
zmian w ciele, kiedy młoda osoba jest właściwie tylko biernym
obserwatorem tego co się z nim dzieje, tatuowanie służy utwierdzaniu się
we własnej tożsamości, budowaniu swoich granic, odróżnieniu się od
rówieśników lub zaznaczeniu przynależności do jakiejś grupy czy
subkultury. Ale jest część osób, które od tatuowania i bólu z nim
związanego są uzależnione. Ich motywacją nie jest tylko zdobienie ciała,
ale też cierpienie, fizyczny ból.
Joanna ma za sobą dwie próby samobójcze, liczne samookaleczenia i cieszy
się, że zdołała przerwać u siebie te zachowania. ,,Czasem jednak się
zastanawiam, czy tatuowanie nie zastąpiło mi bólu, który wcześniej
zadawałam sobie kalecząc się żyletką - mówi. Zwłaszcza, że nie
zatrzymałam się na jednym tatuażu, tak jak planowałam na początku. A
kolejne robię sobie wtedy gdy czuję się psychicznie źle i to mój sposób
na wyrwanie się z dołka. Koleżanki zmieniają w takich chwilach fryzury,
czy kupują nowe ubrania poprawiając sobie tym nastrój. Ja zaczynam wtedy
myśleć o nowym wzorze na ciele.”
Obok tatuowania, w niektórych środowiskach panuje moda na modyfikację
ciała, zmienianiu jego kształtu przy użyciu skalpela, czy innych
środków. Na świecie znane są osoby, które by wyróżnić się z otoczenia,
rozcięły sobie język na pół, czy zeszlifowały zęby. Niektórzy wkładają
pod skórę implanty z silikonu czy z metalu, tak by zrobić sobie z nich
rogi, czy wypustki. Takie praktyki są niebezpieczne dla zdrowia i wydają
się ekstremalną formą podkreślenia swojej indywidualności.
A jednak powiedzenie ,,chcesz być
piękna, musisz cierpieć” wydaje się coraz bardziej wpisywać we
współczesną kulturę. W Korei Południowej co druga osoba poddała się
operacji plastycznej. Amerykanie wydają więcej na zabiegi poprawiające
urodę niż na edukację. W Polsce według różnych badań ponad 80 procent
kobiet jest niezadowolonych ze swojego wyglądu. Nie ma wątpliwości, że
każda taka operacja wiąże się z bólem fizycznym. A jeśli motywacją do
niej jest nieakceptacja siebie i niskie poczucie własnej wartości, wtedy
nawet najlepszy wynik zabiegu nie pomoże, gdyż niezadowolenie z samej
siebie przesunie się na inny obszar ciała lub psychiki. Jedno jest
pewne, najwięcej zarabia na tym branża związana z chirurgią plastyczną.
Dręczenie swojego ciała powiązane jest także z zaburzeniami jedzenia.
Zmienia się wtedy percepcja swojego wyglądu, wzrasta przekonanie o
swojej nieatrakcyjności, którą pacjenci wiążą ze zbędnymi ich zdaniem
kilogramami. Ktoś kto patrzy na takie praktyki z boku może zastanawiać
się, czy nadmierne ćwiczenia, obliczanie kalorii, czy częste
prowokowanie wymiotów to jeszcze wyraz dążenia do piękna i zdrowia czy
też są to tortury. Szacuje się, że ilość zgonów wśród tych chorych to
około 10 procent!
Samookaleczenia u kobiet, podobnie
zresztą jak zaburzenia jedzenia związane są silnie z wewnętrznym
konfliktem dotyczącym przeżywania nie tylko swojej seksualności, ale też
więzi z matką. Kalecząc swoje ciało, dokonują też nieświadomego ataku
na jej ciało i jej opiekę. Wielu pacjentów okaleczających się mówi o
odrazie do swojego ciała, nieakceptowaniu go. Paradoksalnie, gdy
dokonają samouszkodzenia, sami sprawią, że ciało będzie naznaczone
bliznami, przez wielu uznane za zeszpecone. Ale oni poczują sie lepiej
dzięki odczuwanej kontroli nad tym co robią. Zdarza się, że niektórzy
mówią wręcz o poczuciu wyższości i triumfu wobec osób, które ich
skrzywdziły, krzywdzą, czy wymagają czegoś co uważają za niewykonalne. W
taki sposób reagują też na uczucia zależności, które wzbudzają w nich
lęk. Dotyczy to zwłaszcza osób, które zostały nadużyte psychicznie czy
fizycznie i później w obronie przed ponownym wykorzystaniem, próbują
unikać nadmiernej bliskości. Gdy jednak do niej dochodzi, wtedy próbują
poprzez samookaleczenia odzyskać poczucie kontroli nad swoimi uczuciami,
ukarać się za rzekomą słabość i udowodnić sobie niewrażliwość na
uczucia i ból.
Podczas terapii takich osób bardzo często okazuje się, że w ich wczesnym
dzieciństwie zabrakło opiekuńczego i troskliwego rodzica, który
potrafiłby pomieszczać w sobie lęki i silne uczucia dziecka, nazywać je i
przekazywać je mu w możliwej do zniesienia formie. Brakowało matki,
która z troską zajmowałaby się ich skórą, ciałem, dawała poprzez czuły
dotyk odczucie zewnętrznych granic. Akceptowanie i przyjmowanie uczuć
dziecka to początki samouspakajania, akceptacji i tolerancji wobec
różnych, czasem nawet sprzecznych uczuć, które targają każdym w różnych
sytuacjach. Gdy niema wystarczająco dużej wewnętrznej przestrzeni na
silne emocje, może dojść do ich wyładowania poprzez agresywne lub
autoagresywne akty. Zwykle pacjenci ci mają problemy z nazywaniem tego
co czują i przekazywaniem tego w tolerowalny dla innych sposób. Na
poziomie psychicznym nie mają zdolności do symbolizacji uczuć -
poczucia winy, krzywdy, wściekłości, czy lęku. Silne uczucia są zwykle w
sposób konkretny i brutalny przez nich rozładowywane. Diagnozowani są
najczęściej jako osoby z zaburzeniami osobowości.
Są rożne sposoby na radzenie sobie z takimi silnymi uczuciami -
niektórzy odcinają się od nich i mówią, że przestają czuć cokolwiek,
inni próbują ich nie dopuszczać i wchodzą np. w stany maniakalne,
zaprzeczając smutkowi. Jeszcze inni teatralizują to co czują,
poszczególne uczucia zalewają ich wnętrze na tyle mocno, że tracą
kontakt z tym jaka jest rzeczywistość, wylewają uczucia na zewnątrz, co
trudne jest szczególnie dla osób z nimi przebywających, które czują się
bezradne. Niektórzy z nich się okaleczają, inni, aby poradzić sobie z
nieznośnym napięciem, lękami, czy wściekłością, uprawiają przygodny
seks, często upijają sie, uzależniają od hazardu, czy uprawiają sport na
granicy ryzyka.
Katarzyna jest w terapii
psychoanalitycznej już półtorej roku i coraz rzadziej sięga po taki
środek poradzenia sobie z wewnętrznymi konfliktami. W dzieciństwie była
molestowana seksualnie przez ojczyma. Gdy próbowała mówić o tym matce,
ta nie chciała jej słuchać i mówiła, że jest kłamczuchą. Do tej pory
nienawidzi swojego ciała, nie może znieść myśli, że może komuś się
podobać. Choć ma trzydzieści lat, nie była w związku, trudno jej
utrzymać przez dłuższy czas pracę. Samookaleczanie służy rozładowaniu
różnych emocji, w terapii używa go też do tego, by powstrzymać
terapeutkę przed trudnymi dla niej komentarzami. W rozmowach z
terapeutką zauważyła, że okaleczanie pozostawia pustkę, odcina ją od
przeżyć, ale także pozostawia ją samą w przekonaniu, że jest bezradna i
tak naprawdę robi wiele by utrzymać status osoby pokrzywdzonej domagając
się w ten sposób opieki od innych. Jak sama mówi, rozdrapuje w ten
sposób stare rany. Wiedza na temat tego czemu to robi sprawia, że coraz
częściej udaje jej się przed tym powstrzymywać. Ma coraz lepszy kontakt z
uczuciami i dzięki temu coraz rzadziej myśli o tym, by sięgnąć w
trudnych chwilach po żyletkę. Istnieje duża nadzieja, że za kilka lat
taki sposób na radzenie sobie z uczuciami będzie dla niej odległą
przeszłością.
Terapia osób dokonujących samookaleczeń jest długa, leczy sie bowiem nie tylko sam objaw, ale to co jest pod nim -
trudności w nazywaniu i wytrzymywaniu tego co pacjenci czują. Zająć się
trzeba całą strukturą osobowości, przebudować mechanizmy obronne, tak
by przeżycia nie były wypierane, zaprzeczane, czy rozładowywane w
negatywny sposób. Jedną z najbardziej efektywnych metod leczenia jest
psychoterapia psychoanalityczna, która choć długoterminowa, daje czas na
zbudowanie więzi z terapeutą, przyglądanie się temu co pacjent odtwarza
z wczesnego dzieciństwa w relacji z leczącym, daje możliwość
zrozumienia jego zachowań i przeżyć. To wszystko, podbudowane dużą
motywacją pacjenta do zmiany, powoli niweluje okaleczenia, a przede
wszystkim sprawia, że pacjenci zaczynają, czasami po raz pierwszy,
odczuwać satysfakcję ze swojego życia.
Autorka: Ewa Kwaśny, pedagog, psychoterapeutka. Pracuje w
Oddziale Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic w Szpitalu
Specjalistycznym im. J. Babińskiego w Krakowie oraz w praktyce
prywatnej.