
Maria Augustyniak
PUSTKA
„Nie mam siły, brak mi energii, czuję w
sobie pustkę, jakbym była warzywem podłączonym do respiratora, to nie
jest życie, to nie jest nawet wegetacja, to jakby stan niebytu”. Jak
przyjaciel, członek rodziny: rodzeństwo, rodzic może zrozumieć stan
wewnętrzny osoby z zaburzeniami osobowości”?
Myślę, że tym, którzy próbują zrozumieć
stan wewnętrzny osoby z zaburzeniami osobowości, często towarzyszy
odczucie niedowierzania. Jak młoda kobieta lub mężczyzna w sile wieku
może nie mieć energii, by wstać rano i zabrać się za cokolwiek? Jak
ktoś, kto przeżył trzydzieści lat, ma rodzinę, skończył szkołę, może
powiedzieć, że „nic w nim nie ma”? Jak w ogóle ktoś, na kogo przecież
patrzymy i kogo słyszymy, może mówić, że go „nie ma”? Osoby, które
przeżywają taki stan braku siły, braku energii, stan pustki, często
słyszą od innych, żeby się „wzięły w garść”. Tak jakby to, co opisują,
nie mogło być prawdziwe. Tymczasem przywołane w tytule artykułu skargi
pacjentów, które często słyszymy w gabinecie terapeutycznym, są jak
najbardziej rzeczywiste i prawdziwe. To są realne przeżycia osób
borykających się z zaburzeniami osobowości. Te osoby naprawdę tak czują,
nawet jeśli trudno to zrozumieć czy wytłumaczyć.
Poczucie pustki jest jednym z
podstawowych doświadczeń egzystencjalnych każdego człowieka. Wszyscy
przeżywamy w życiu większe czy mniejsze kryzysy i wszyscy mamy w swoim
życiu doświadczenie utraty sensu. Myślę więc, że nie dziwi nas to, że
osoby z zaburzeniami osobowości mają takie doświadczenie, ale raczej to,
że nie są w stanie sobie z nim poradzić. Co więcej, trudno nam
zrozumieć i przyjąć, że taki stan może utrzymywać się przez długi czas,
że można mieć permanentne poczucie pustki i że uniemożliwia ono
codzienne funkcjonowanie: pracę, naukę, rozrywkę itd. Bo przecież zwykle
jest na odwrót. To właśnie nasza codzienność, wypełniona różnymi
zajęciami, pozwala tę pustkę jakoś odsunąć od siebie i okiełznać.
W jaki sposób opisać ten brak, który
odczuwają osoby z zaburzeniami osobowości? Często pacjenci nie mają
słów, by opisać to, co czują, albo raczej to, że nic nie odczuwają. Nie
mają myśli, skojarzeń, uczuć. Jakby nic z tego, co doświadczają, nie
zostawiało w nich śladu. Pacjenci mówią z przerażeniem, że nie są w
stanie ani chwili być sami ze sobą. Że cisza jest nie do wytrzymania.
Niektórzy, odwrotnie, mówią i robią dużo, niemal bez przerwy, tak, by
nie było tego czegoś „pustego”, co przeczuwają. Często pacjenci opisują
różne sprawy, ale nie mają one ani smaku, ani koloru i nie budzą żadnych
odczuć w tym, kto słucha. Jedna z pacjentek mówiła mi często, że dla
niej wszystko ma smak mydła. Dużo jest szarości w tym, co pacjenci
opowiadają, wszystko jest nijakie, martwe, niezmienne. Opowieści
pozbawione są innych osób, albo przeciwne, są pełne osób, które
krzywdzą. Najczęściej nie ma w tych opowieściach nikogo, kto mógłby być
bliski i pomocny.
Podstawowym przeświadczeniem osób cierpiących na
zaburzenia osobowości jest bowiem to, że są same i nie ma nikogo, kto
mógłby zrozumieć to, co się z nimi dzieje. Jeśli zatem taka osoba
próbuje wyrazić i opisać swój stan, opisując go jako stan pustki i
beznadziei, to jest to paradoksalnie sytuacja pozytywna, oznaczająca, że
jednak jest przed nimi ktoś, komu można to przekazać i że pojawia się
możliwość przeżycia tego, co jest ich doświadczeniem. Że można się do
tego odnieść, wyrazić to i nazwać. Jeśli pojawia się możliwość rozmowy,
pojawiają się słowa, które mają znaczenie. Obraz przywołany w pytaniu
tytułowym: „warzywo podłączone do respiratora”, to jest bardzo dużo, bo
oto „puste” doświadczenie nabiera znaczenia i kształtu.
Dlaczego osoby cierpiące z powodu
zaburzeń osobowości czują pustkę? Dlaczego nie czują w sobie życiowej
siły? Ci pacjenci wydają się być odłączeni od wewnętrznego źródła
energii. Są „odcięci” od prądu, gazu, wody… Często pacjenci mają
poczucie, że ich emocjonalne impulsy i uczucia są za bardzo niepokojące,
niebezpieczne i muszą je ukrywać bądź usuwać („kurek z gazem musi być
zakręcony”). W zamian za to, wytwarzają fałszywy sposób funkcjonowania,
coś, co udaje prawdziwe życie. Umieją doskonale odczytywać oczekiwania
innych i dopasowywać się do nich. Wiedzą, co należy myśleć, co należy
mówić, jak zachować się w danej sytuacji. Nie zachowują się tak jak
chcą, albo nie chcą, w zgodzie ze swoimi impulsami (bo to uznają za zbyt
duże zagrożenie), ale tak jak „powinno się” zachować. Kontaktują się z
otoczeniem poprzez fasadę. Takie działanie wygląda jakby było żywe, ale
jest mechaniczne, odtwórcze. Jeśli dane zachowanie pozbawione jest
emocjonalnego zaangażowania, staje się jedynie wykonywaniem pewnych
czynności. Nie wynika ono z własnej woli, z dążenia do własnego celu,
chodzi bardziej o to, by zrobić dobre wrażenie. Zdarza się, że pacjenci
funkcjonują w taki sposób przez bardzo długi czas.
Nie wszyscy potrafią
zobaczyć, że taki sposób życia to nie jest prawdziwe życie, że jest
raczej jego podtrzymywaniem, wegetacją pozbawioną możliwości rozwoju i
twórczości. Niektórzy pacjenci są bardzo sprawni w takich zewnętrznych
działaniach, osiągają sukcesy, tylko zupełnie nie potrafią się nimi
cieszyć, nie czerpią satysfakcji z tego, co robią. Jest tak dlatego, że
również sukcesy i pochwały ze strony innych pozostają zewnętrzne, nie
docierają do „środka”, nie budują wewnętrznego poczucia własnych
kompetencji. Osoby takie z jednej strony mówią o swoich osiągnięciach,
ale jakby mówiły o kimś innym, bo jednocześnie pozostaje w nich dotkliwe
poczucie, że są nikim, że nic nie potrafią, że nie zasługują na nic
dobrego. Takie rozdzielenie na to, co wewnątrz i na zewnątrz sprawia, że
zamiast jednej, spójnej wewnętrznie osoby, mamy tak jakby wiele
postaci, grających w różnych okolicznościach i miejscach różne – nie
powiązane ze sobą – sztuczne role: inną „w pracy”, inną „w domu” itd.
Pacjenci często mówią o tym w czasie terapii.
Gdy przyjrzymy się takim „zewnętrznym”
działaniom z bliska, ukażą się one jako jeszcze bardziej skomplikowane.
Pacjent nie może tak po prostu poczuć głodu i w związku z tym chcieć coś
zjeść, coś sobie przygotować i spożyć. Nawet takie najprostsze
czynności, mające zaspokoić bezpośrednio odczuwane potrzeby, muszą być
zapośredniczone przez różne sztuczne schematy. A więc zamiast po prostu
coś zjeść, przychodzi komuś do głowy na przykład, że nie wolno mu zjeść,
zanim nie skończy jakiejś pracy: „to jeszcze nie czas na jedzenie”.
Często tacy pacjenci sprawiają wrażenie, jakby stale odwoływali się do
jakiejś wyższej instancji, do „czegoś”, mówiącego im co należy czuć i
myśleć, co powinno się zrobić. Zawsze włącza się coś, co ocenia. Nie
można tak po prostu powiedzieć tego, co przychodzi na myśl, zamiast tego
posiada się listę spraw, które mają być powiedziane. Często właśnie
dlatego działanie osób cierpiących na zaburzenia osobowości nie są
autentyczne, ale usztywnione i sztuczne.
Podsumowując, sytuację osób
odczuwających permanentną pustkę, brak energii i siły można przyrównać
do osób, które żyjąc w jakimś miejscu próbują się w nim orientować przy
pomocy mapy, która niezupełnie pasuje do mijanych budynków i ulic.
Okolica wydaje się obca i nie sposób poczuć się w niej u siebie. Można
co najwyżej naśladować innych, odczytywać mozolnie z mapy pewne schematy
zachowań i reakcji, nie dając po sobie poznać własnej dezorientacji i
przerażenia. Osoby takie czują się obco i są udręczone, stając się z
czasem wyobcowane również z siebie samych – czują się puste i
nieistniejące. Taka właśnie jest sytuacja osób cierpiących z powodu
zaburzeń osobowości.
Czym różni się ona od sytuacji innych osób? Tym, że
zamiast niedokładnej, zewnętrznej mapy, którą trzeba ciągle mozolnie
czytać, mają one wewnętrzny gps, który „czyta się sam”, pozwalając
orientować się w sytuacji (położeniu) w sposób bezpośredni i intuicyjny.
Ten gps to własne wartości, własne przekonania i odczucia, różne
wewnętrzne punkty odniesienia. Oczywiście i takie osoby nie zawsze
potrafią się „właściwie zachować”, ale ich wewnętrzny gps szybko się
uczy, więc bez większego trudu przychodzi im zmiana i pokonywanie
trudności. Tymczasem osoby z mapą, skazane wyłącznie na zewnętrzne
punkty orientacyjne, męczą się bez końca, nigdy nie zaznając wewnętrznej
pewności i uczucia pełnego bycia sobą. Terapia jest często dla nich
jedyną szansą, aby mapę zamienić na gps. Aby zbudować swój wewnętrzny
„system nawigacyjny”.
Maria Augustyniak jest
psychologiem, psychoterapeutą. Pracuje w gabinecie prywatnym
(www.psychoterapia-krakow.com.pl) oraz na Uniwersytecie Ekonomicznym,
gdzie jest koordynatorem projektu „Międzyuczelniane Centrum Wsparcia
Psychologicznego”. Kandydatka Polskiego Towarzystwa Psychoterapii
Psychoanalitycznej. Psychoterapeuta w Ośrodku Leczenia Zaburzeń
Osobowości „Peron 7F”.