
Milena Kuźdub
EPIDEMIA NARCYZMU
Internet aż huczy o osobowości narcystycznej. Czy robienie sobie selfie
to już narcyzm? Czy żyjemy w erze samolubnych egoistów? I czy każdy
egoista to narcyz?
- Babciu, a Ty lubiłaś grać w Simsy, jak byłaś mała?
- Nie grałam.
- A w Angry Birds?
- Też nie, nie wiem co to.
- Taka gra babciu na tablecie.
- Aha, na komputer?
- Mhm.
- Ja nie miałam komputera, wtedy nie było.
- Nieeee? A co miałaś? Co było?
- Nie było komórek, komputerów, nie mieliśmy długo telewizora
- Nie miałaś w domu?…
- Nie.
- Babciu… To ty byłaś bardzo biedna! Co ty robiłaś?
- Och! Stale miałam jakieś zajęcie! Bawiłam się na podwórku z ciocią i
wujkiem, graliśmy w klasy albo w gumę, chodziliśmy nad rzekę, do lasu na
jagody…., a w zimę nad staw na sanki, łyżwy…, do domu przychodziliśmy
tylko jeść (babcia uśmiecha się), wtedy to były czasy!
Dziewczynka z niedowierzaniem: – I nie nudziłaś się??? Nie było ci smutno? A jak nie mogłaś zadzwonić do mamy, to co robiłaś?
- To po prostu czekałam, ale jak mi było smutno to wyglądałam przez okno i patrzyłam, zawsze ktoś przechodził…
- Myślę babciu, że to były straszne czasy!
Być może ten dialog brzmi jak z
opowieści typu „dawno, dawno temu…”. Jest to jednak fragment
autentycznej rozmowy sześcioletniej, wychowanej w dużym mieście
dziewczynki ze swoją babcią, która jak się można domyśleć, swoje
dzieciństwo spędziła na wsi. Obie próbują się porozumieć, co jak widać
częściowo się udaje, a częściowo utyka w mentalnej i wiekowej przepaści
dzielącej ich „dwa światy”. Nie mogą się rozumieć, nie dzielą
doświadczeń, nie czują podobnie.
Świat babci to czyste wiejskie powietrze
kojarzone z błogostanem i dziecięcymi radosnymi zabawami z rodzeństwem.
Świat wnuczki to przepych elektronicznych urządzeń jedynaczki z
wielkiego miasta.
Obie te rzeczywistości mogą funkcjonować
równolegle i być częściami tego samego świata, jednego krajobrazu. Tak
kilkadziesiąt lat temu, jak teraz istnieją w tym samym kraju małe niemal
nietknięte cywilizacją wioski i wielkie aglomeracje miejskie.
Równocześnie od czasów dzieciństwa wspomnianej babci minęło ponad pół
wieku i nawet w małych wioskach można swobodnie korzystać z wszelkich
technologicznych udogodnień. Osiągnięcia cywilizacyjne takie jak rozwój
komunikacji, techniki, dostęp do edukacji, nowoczesnych urządzeń są w
powszechnym użyciu. Można bardzo szybko przemieścić się w dowolne
miejsce na świecie, porozmawiać z krewnym na drugiej półkuli i widzieć
go w tym samym czasie na ekranie komputera. Nie trudno zatem odgadnąć,
że przepaść o jakiej piszę nie dotyczy jedynie, albo w ogóle świata
zewnętrznego. Nie dotyczy wychowania w tym czy innym miejscu na Ziemi.
Chodzi tu o porozumienie dwóch umysłów, zdolność do wyobrażenia i
współodczuwania tego co dzieje się wewnątrz drugiego człowieka,
dzielenia jego emocji, ciekawości drugiego. To związane jest ze sposobem
wychowania, nie statusem materialnym czy miejscem. Zdolność do
wyobrażania sobie uczuć innych, bycia troskliwym kształtuje się w domu,
gdzie ludzie ze sobą przebywają, rozmawiają, otaczają uwagą.
Można pomyśleć, że czasy w jakich żyjemy
nie mają sobie równych do tego, by nie czuć się opuszczonym, samotnym.
Możliwe jest być stale w kontakcie z kimś, na kim nam zależy, nie tracić
z oczu ukochanej, nie szaleć z niepokoju, gdy dziecko spóźnia się ze
szkoły. Wystarczy kupić komórkę „za złotówkę”, wgrać odpowiednie
aplikacje (np. do lokalizowania aparatu dziecka) i niepokój znika z
serca, gdy można je tak obejmować kontrolą. Na komputerze można kupić i
sprzedać niemal wszystko bez wychodzenia z domu, oszczędzając czas i
pieniądze. W wolnej chwili zaś można „wygooglować” w internecie szkolną
przyjaciółkę, dodać ją do znajomych na portalu społecznościowym i
następnie oglądać jej zdjęcia albo wymienić się przepisem na obiad,
który został sfotografowany i opublikowany. Wszystkie te czynności
sprawiają wrażenie, że świat i ludzie są zawsze na wyciągnięcie ręki.
Co zatem zawodzi? Dlaczego takie
możliwości nie dają nam poczucia bliskości, więzi, oparcia. Co oznacza,
że żyjemy w narcystycznym świecie? Kim są współcześni Narcyzi? Dlaczego
trudno o zapewnienie, że wśród 400 znajomych na „fejsie” ktokolwiek jest
autentycznie zaciekawiony drugim, czy tym jak nam się powodzi, co nas
dotyka? Czy znajomość przetrwa, gdy nie będzie co wstawić do galerii, bo
właśnie zwolniono nas z pracy i nie ma na super wycieczkę? Czy nadal
wtedy jesteśmy atrakcyjni dla znajomych? Czy może tak naprawdę jesteśmy
jak samotny podróżny na autostradzie, gdzie ludzie mijają się w
pośpiechu i nie zatrzymują na dłużej?
Wydaje się, że kultura w jakiej obecnie
żyjemy generuje szereg rozwiązań, daje sposoby na to, jak stawać się
atrakcyjnymi, podziwianymi. Korzystamy z nich by być poszukiwanymi
osobami do kontaktu, ale czy na stałe? Jest wiele ułatwień na to, by
pogłębiać więzi rodzinne, przyjacielskie, odzyskiwać starych znajomych,
łagodzić ból i tęsknoty za bliskimi, gdy znikają nam z oczu. Nie sposób
wymienić ilości urządzeń, których możemy do tego użyć. Wszystkie są
„smart”. Niestety nie mogą zrobić czegoś za nas, nie zbliżą nas same do
nikogo, jeśli nie zechcemy ich do tego użyć. A czasem najtrudniej jest
po prostu zadzwonić…
Żadne urządzenie nie jest na tyle
inteligentne by było zdolne podążać za potrzebami i uczuciami człowieka,
nie ma maszyny zaprogramowanej na zmienność losu, wydarzeń, na całe
życie. Urządzenie może być pomocne, ułatwi, może zmniejszać frustracje
codzienności, ale nigdy nie będzie wystarczające do osiągania
satysfakcji i poczucia bezpieczeństwa. To tak jakbyśmy ubierali się w
drogie ubrania, mieszkali w wilii, ale jednocześnie umierali z głodu, bo
nie odczuwali potrzeby jedzenia. Albo jakbyśmy mieli super urządzoną
kuchnię, a nie potrafili w niej ugotować herbaty. Wstyd się przyznać czy
nie ma kogo zapytać?
Zdolność do zachowania w sobie
podstawowych potrzeb, przechowywania instynktu głodu i chęci do
poszukiwania pożywienia w otoczeniu jest tym co pozwala nam przeżyć.
Ludzkiemu niemowlęciu instynkt każe po omacku poszukiwać u matki
karmiącej piersi, którą może odruchowo ssać, a potem nauczyć się
znajdować ją zawsze, gdy jest potrzebna by ono przeżyło. Kiedy zaspokoi
głód może się niemowlę do piersi przytulić i nauczyć się także używać
jej do uspokojenia, zapamiętać, że pierś staje się także źródłem
przyjemności. Jeśli dziecko rozwija się dobrze to na całe życie
zapamięta, jak odnajdować zarówno źródło zaspokojenia podstawowego głodu
jak i przyjemności, by potem korzystać z tej wiedzy nieustannie. W toku
rozwoju pierś, do której się można było przytulić zamienia się na
smoczek, kocyk, kolejne zabawki, aż w dorosłości w te wszystkie rzeczy o
które się staramy, które zdobywamy, za czym tęsknimy. Później one dają
nam zadowolenie. Na takim wspomnieniu kontaktu z matką (z jej piersią)
opiera się zdolność do kreatywności człowieka, do rozwoju. Podstawą tego
rozwoju jest jednak przede wszystkim zaspokojenie głodu, życiodajne
karmienie. Zawsze jest poprzedzone niewygodą, bólem i chęcią
odnalezienia kogoś kto ten głód zaspokoi. Dobrze jeśli kończy się
uczuciem dobrostanu.
Cywilizacja, kultura może nam ułatwiać
zaspokajanie głodu w różnych obszarach życia, dawać poczucie
bezpieczeństwa, wzbogacać. Jednak równie dobrze może stać się źródłem
największego rozgoryczenia i frustracji, jeśli za kolejnym zakupionym
smartfonem, nie pojawia się pomysł do kogo można z niego zadzwonić.
Urządzenia stają się bezużyteczne, tak jak bezużyteczny jest dziecku
smoczek, gdy potrzebuje mleka. Tylko drugi człowiek jest zdolny
odpowiedzieć na najskrytsze potrzeby i pragnienia drugiego człowieka.
Bywa jednak i tak, że obserwujemy taki
„apetyt” na różne rzeczy, który przeradza się w zachłanność – ogromną,
kolorową, ale nie „karmiącą” ucztę. Ludzie prześcigają się w rywalizacji
o kolejne samochody, domy, egzotyczne wakacje, atrakcyjne gadżety,
którymi mogą się pochwalić. Jednocześnie wydają się niezaspokojeni,
czują się biedni, gonią za kolejnymi dobrami, boją się wydawać, stracić.
Wydaje się, że granica pomiędzy tym co jest adekwatną potrzebą
materialną dla danego środowiska, a tym co jest już zbytkiem jest bardzo
płynna.
Czasem dążenie do posiadania, wysiłek w
to wkładany, wynika z pragnienia dopasowania do otoczenia, potrzeby
bycia wśród ludzi, których darzymy szacunkiem, podziwem, chcemy być do
nich podobni. Czasem jest połączone z pragnieniem rywalizowania o czyjeś
względy i wynika z zazdrości, ale także łączy się z pragnieniami
kierowanym do innych ludzi. Jednakże zdarza się i tak, że wysiłek jest
wkładany przede wszystkim w to by być obiektem podziwu, zachwytu, bez
względu na to kto go okazuje, konkretni ludzie nie są ważni. Nie ma też
poczucia, że cokolwiek poza takim zainteresowaniem daje satysfakcję.
Ludzie są ważni wtedy o tyle, o ile mówią dokładnie to, co pragniemy
usłyszeć, są lustrem dla naszych myśli i pragnień, odbijają je jak echo,
kiedy komplementują zdjęcia, sukcesy. Na tym zasadzał się problem
mitycznego Narcyza, którego imieniem nazwano pewien sposób
funkcjonowania człowieka, uznany za chorobliwy. Sposób, który polegał na
wzbudzaniu w innych pożądania i na nieustannym poszukiwaniu w otoczeniu
zachwytów i bezwarunkowej akceptacji, bezzwrotnie, bo Narcyz nie był w
stanie darzyć uczuciem nikogo poza sobą. Współczesny narcyz nie różni
się w tym od swojego mitycznego poprzednika, nie przejmuje się tymi,
których porzuca, nie widzi że krzywdzi, zapatrzony jest w siebie, jest
ślepy na innych.
W pewnym sensie słowo „egoista” określa
identyczną postawę. Różnica tkwi jednak w poczuciu, że dążenia
egoistyczne, są uświadomione, często manipulacyjne, nakierowane na
osiągnięcie konkretnego celu. W narcystycznym stylu funkcjonowania
często brak jest konkretnego celu, narcyz chce by go podziwiano, ale
często nie wie jak to osiągnąć, bywa chaotyczny w działaniach. To,
jakich atrybutów używa w poszukiwaniu oklasków jest mniej istotne.
Zresztą zazwyczaj nie wie co jest atrybutem, a co ograniczeniem, bo
wydaje się sobie cały doskonały! Egoista zna swoje mocne strony i używa
ich świadomie do osiągnięcia celu, którym nie muszą być podziw,
uwielbienie, ale konkretne zyski, wygody. Mowa tu zarówno o zyskach
uczuciowych, jak i pragnieniach posiadania konkretnych dóbr
materialnych.
Jest też taki typ narcystycznego stylu
funkcjonowania, którego nie kojarzymy z wyniosłym, nakierowanym na
podziw mężczyzną, czy żądną zachwytów kobietą. Są osoby o narcystycznym
charakterze, które w zasadzie wprost odbierają sobie animuszu, talentu,
możliwości. Słyszymy wtedy przekonania: „ja się do tego nie nadaję, nie
potrafię”, „jest tyle piękniejszych ode mnie kobiet”, „na pewno nie
zdam”, albo ciągłe pytania: „jak wyglądam?” „czy ta sukienka może się
podobać?”, „co myślisz o mojej nowej fryzurze? Nie za krótko? Nie za
długo? A kolor dobry?” itd. Wszystkie zwroty wyrażają niepewność,
przekonanie o własnej gorszości, mniejszym potencjale, ale powtarzane
nieustanne powinny pobudzić pytanie: czy nie służą temu by zapewniać, że
jest dokładnie odwrotnie?
Jeśli mamy odwagę i ciekawość
przyglądania się sobie i naszym bliskim, z pewnością odnajdziemy
odpowiedź na to, czy daliśmy się wciągnąć w machinę narcystycznych
dążeń. Czy chcemy się uczyć, pracować i dowiadywać by mieć ciekawe
życie, interesujących znajomych, czy też dla samego faktu posiadania.
Może łatwiej nam będzie rozstrzygnąć też czy kupujemy dziecku komórkę
dlatego, że jego koledzy z klasy mają takie, czy dlatego, że chcemy mieć
z nim kontakt gdy wyjedzie na kolonie.
Może wzbudzi naszą czujność i skłoni do
refleksji to, dlaczego dziecko domaga się butów za jedną trzecią
miesięcznej wypłaty. O co chodzi, gdy nagle córka/ syn chowa się za
komputerem i nie szuka kontaktu z kolegami poza szkołą, a stopnie ma
coraz gorsze. Albo odwrotna sytuacja: tkwiącego jedynie w książkach,
zachwycającego dziecka – geniusza? Czy to powód do dumy czy zmartwienia?
Powinniśmy stawiać sobie jak najwięcej
pytań dotyczących naszych bliskich. Obserwować dzieci i badać zmiany
jakim podlega i jak na nie reaguje. Bywa jednak i tak, że w codziennym
pędzie coś się przeoczy, zgubi z oczu, gdy gonimy za zarobkiem na
kolejne wakacje, dom….
W gabinecie terapeuty, na konsultacjach,
rodzice biją się w piersi za swoje błędy, a czasem uważają, że nie
popełnili żądnego. Każdą z tych postaw można doskonale rozumieć. Żadna
jednak nie jest pomocna kiedy potrzebują wsparcia, pomocy w leczeniu.
To co wtedy najważniejsze to raczej
możliwość uruchomienia ciekawości, wysiłku w poszukiwanie odpowiedzi na
pytanie: co wpłynęło na to, że jest tak jak jest? Ważne by móc się
zastanowić, przypomnieć sobie jak najwięcej z przebiegu swojego życia i
spróbować się nad tym zastanowić, wyciągnąć wnioski.
Milena Kuźdub –
psychoterapeutka psychoanalityczna, członek nadzwyczajny Polskiego
Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej, pracuje z pacjentami
dorosłymi w Oddziale Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic w Krakowie
oraz w gabinecie prywatnym.